4. Bezdech u noworodka w oczach mamy
Pora na nieco poważniejsze tematy. Na tym blogu nie tylko
będę śmieszkować, ale też poruszać sprawy, o których się tak często i głośno
nie mówi. Postanowiłam, że muszę to z siebie wyrzucić. Tłumienie w swojej małej
głowie tak wiele emocji, smutku, nerwów i myśli doprowadziło do tego, że w
końcu pora się tego pozbyć. No to się pozbywam!
Zacznijmy od tego, że będąc w ciąży doświadczyłam jednej z
tych pozytywnych brzuszkowych spraw. Chodzi o kompletowanie wyprawki. Wiadomo,
że tymi najważniejszymi rzeczami są przede wszystkim wózek, łóżeczko, pościele,
ubranka, karuzele, pozytywki i inne śliczne dziecięce gadżety. Faktem jest to,
że to wszystko jest ważne i potrzebne, ale ja pomyślałam o czymś jeszcze.
Poza podstawowymi elementami wyprawki, zakupiłam monitor
oddechu. Nie jest to tania zabawka, ale uważam, że spokój jest warty każdej
ceny. Zanim jednak kupiłam monitor, najpierw zrobiłam mały rekonesans. Na
jednej z grup zrzeszających wszystkie rodzące kobiety w bieżącym roku, zasięgnęłam
opinii i większość poleciła Babysense 5.
Możliwe dlatego, że jest to wyrób medyczny.
Montaż jest bajecznie prosty. Cały monitor składa się z
głównego urządzenia, dwóch okrągłych płytek i przewodów, które połączą płyty z bazą.
Wystarczy, że ułożymy obie płytki tak jak jest to pokazane w załączonej
instrukcji (lub jedną w zależności od wieku dziecka, ale my położyliśmy dwie.
Laura okropnie czołga się po całej powierzchni łóżeczka od początku).
Urządzenie działa na baterie, więc nie potrzebujemy szukania gniazdek w pobliżu
łóżeczka.
Ale nie do końca chciałabym tu skupiać się na samym
monitorze oddechu. Jak pisałam w pierwszym poście, Laura urodziła się w 36
tygodniu ciąży (dokładniej w 36t6d) z wagą 3120g. Dokładnie do donoszenia ciąży
dzieliło ją trzy i pół godziny. Według lekarzy i położnych była okazem zdrowia.
Zanim wyszliśmy ze szpitala miała zrobione usg głowy i bioderek, co
potwierdziło brak oznak wcześniactwa.
Kupując monitor oddechu, cicho w duszy błagałam, aby były to
pieniądze wyrzucone w błoto. Chciałam, aby on się jednak nie przydał do tego
celu, do jakiego został stworzony. Owszem miał on działać codziennie, ale nie
miał nas zaalarmować. Faktem jest to, że piszczał za każdym razem, kiedy
wyjmowaliśmy Laurę z łóżeczka i zapominaliśmy go wyłączyć.
Niestety jednego poranka, gdy córka skończyła tydzień,
monitor zaczął wyć. Otworzyłam oczy i coś mi nie grało. Dziecko było w
łóżeczku. Uwierzcie mi lub nie, ale myśli jakie miałam w tym momencie są nie do
opisania. Oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy to wzięcie Laurki na ręce
i pobudzenie jej do oddechu. Monitor działa w ten sposób, że jeżeli nie wyczuje
oddechu przez dwadzieścia sekund, to informuje o tym rodziców. W tej chwili,
kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że dziecko nie oddychało przez ten czas, to
ogarniały mnie straszne nerwy. Chwilę jej to zajęło, aby znów zaczęła miarowo
oddychać… ale sama myśl. Jeszcze tego samego dnia wizyta u pediatry.
Skierowanie do neurologa dziecięcego. Długo nie czekaliśmy, bo tylko dziesięć
dni, a może aż dziesięć dni. Znów USG przez ciemiączko tylko po to, aby
usłyszeć „Nic tam nie widzę. Neurologicznie jest zdrowa”. Aby tego było mało,
to samo powiedziała Pani neurolog. Zostaliśmy posłani na szereg badań
laboratoryjnych. W międzyczasie kolejne alarmy.
Widok własnego dziecka, które nie oddycha, to najgorszy
widok w życiu. Ten alarm wzbudzał we mnie takie uczucie… Czułam, że z nerwów
przez ciało przechodzą nieustające ciarki. Nogi i ręce drżą, a łzy napływają do
oczu. Kilkakrotnie przepłakane wieczory i najgorsze myśli w głowie „Co by było
gdybym ją teraz straciła? Tak bardzo się do niej przywiązałam.” Nie chcieliśmy
o tym myśleć, ale to samo przychodziło do wyobraźni. Jeszcze gorszym widokiem,
jest patrzenie na płaczące dziecko, któremu pobierana jest krew do badań. Tak
jak o to błagałam, wyniki nic nam nie pokazały.
Miałam wrażenie, że popadam w skrajności. Sama się już
zastanawiałam gdzie popełniam błąd. Spaliśmy przy otwartym oknie, aby mała
miała dobry obieg powietrza. Obwiniałam samą siebie, że nie zrobiłam
wszystkiego, aby donosić ciążę do chociażby 38 tygodnia. Wieczorne zasypianie
polegało na tym, że zanim dobrze zasnęłam, wpatrywałam się w niebieską diodę na
monitorze, aby upewnić się czy dziecko oddycha. Przez sen również to robiłam.
Nieświadomie wybudzałam się na moment i wpatrywałam w mrugające światełko.
Dzięki temu rano budziłam się zmęczona. W dodatku dorobiliśmy się własnej
teorii, że światełko przy łóżku dziecka będzie pobudzało do oddechu, dlatego
przez całą noc mieliśmy zapalone Cotton balls. Naczytałam się wszystkiego, a
przez moją głowę przemykały myśli o przerośniętym migdałku, który przecież
usuwa się tylko operacyjnie. Z dnia na dzień miałam wrażenie, że to zaraz mnie
położą do jakiegoś szpitala. Trafię na oddział zamknięty dla psychicznie
chorych.
Przez to wszystko zaczęłam mieć myśli, o których nigdy nie
sądziłam, że przyjdą mi do głowy. Może to wszystko dlatego, że nie chodzę do
kościoła? Nawet mąż się zdziwił, że zaproponowałam, aby się tam udać. Podziękowałam
samej sobie, że wybrałam się w ciąży do sklepu i kupiłam monitor oddechu. Kto
wie? Może ten oddech by wrócił? Może mogło się to skończyć nagłą śmiercią
łóżeczkową? W sercu dziękowałam komuś, kto wynalazł ten cudowny gadżet. On
naprawdę ratuje życie, albo choćby się do tego przyczynia.
I w końcu nadszedł ten dzień.
I w końcu nadszedł ten dzień.
12 lipca 2017 roku. Kolejny bezdech. Jeszcze tego nie
wiedzieliśmy, ale był to ostatni bezdech Laury (odpukać). Za kilka dni kończyła
swój pierwszy miesiąc życia. Znów te same uczucia, bezsilność i błaganie, aby
ten koszmar się skończył. Nie umiałam pomóc swojemu dziecku. W tej chwili
naprawdę zastanawiałam się dlaczego ja, ale dni mijały. Pediatra wiedząc, że
bezdechy się nie powtarzały powiedziała, że najwyraźniej odeszły wraz z okresem
noworodkowym. W jakiś sposób brzmiało to sensownie. W końcu dziecko z dnia na
dzień uczy się nowych doświadczeń. Może tą nową umiejętnością mojej mądrej
córki jest pamięć o oddychaniu. Uwierzcie mi, że naprawdę odetchnęłam z ulgą,
bo wczoraj (tj. 12 sierpnia 2017 roku) minął równo miesiąc od ostatniego
bezdechu. Straszono nas, że układ nerwowy u dziecka kształtuje się nawet do 3
roku życia. Przechodzenie tego przez tyle lat, doprowadziłoby mnie na psychiatrię.
Jestem dumna z mojej małej wojowniczki, a z dnia na dzień
powolutku oddycham z ulgą i kładę się spać z mniejszym stresem. Nie wiem, czy
mogłabym żyć ze stratą kogoś tak ważnego i bliskiego mojemu sercu. Cieszę się
każdego dnia jej obecnością. Tulimy się i mamy zamiar tulić jak najdłużej, bo
bliskość tego małego człowieka sprawia, że czuję się bardzo spełniona. Dla
takich chwil zdecydowałam się, aby zostać matką.
Mama mocno nieidealna…
… ale idealnie kochająca.
Kupiliśmy dokładnie ten sam monitor kiedy nasza mała zwymiotowała w drugim tygodniu życia i zakleiła sobie nosek nie mogąc wziąć oddechu... Gdybyśmy spali to byśmy tego dziecka juz nie uratowali...
OdpowiedzUsuńojejciu współczuje okropne przezycia ale dobrze że o tym piszesz bo to ważne dla Ciebie by mówić o tym by nie kryc takich strasznych przeżyć. Dzielenie się powoduję że człowiekowi lżej i to o połowe
OdpowiedzUsuńKorzystałam z takiego urządzenia w szpitalu, gdy mój syn miał trzy miesiące. Świetny wynalazek.
OdpowiedzUsuńNie mamy takiego gadżetu, na szczęście nie był potrzebny, to musi być straszne uczucie
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz. Moja córka co prawda przez sen pamiętała o oddychaniu, ale każdy nawet najmniejszy płacz powodował u niej bezdech, czasami trwający bardzo długo. Dwa razy przez to karetka na sygnale wiozła nas do szpitala, bo oddech nie wracał. Trwało to cały pierwszy rok. Teraz mała ma 2 lata i odpukać żadnych problemów z oddychaniem :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam monitor i kilka razy wzywał mnie do dziecka, ale chyba przez pomyłkę, bo dziecko spokojnie we śnie oddychało. Ale wolę takie alarmy z monitorem niż brak monitora i ... Aż nie chcę myśleć, co mogłoby się stać
OdpowiedzUsuńWspółczuję takich przeżyć! Zastanawialiśmy się nad kupnem monitora, ale córka bardzo szybko zaczęła spać z nami w łóżku... Być może przy drugim dziecku zaopatrzymy się w to urządzenie i oby stało się tylko niepotrzebnym gadżetem... Pozdrawiam! Magda z sasanki.wordpress.com
OdpowiedzUsuńMy nie mieliśmy monitora oddechu, więc jak młode spało, to często dotykałam go za buźkę, żeby się poruszył, bo obawiam się tego bezdechu czy śmierci łóżeczkowej. Mogę sobie tylko obrazić w jak wielkim strachu żyliście kiedy te bezdechy się powtarzały...
OdpowiedzUsuń