10. Praca, studia, ciąża. Jak to było ze mną?
Od czego się zaczęło?
Już od czasów szkoły średniej wiedziałam, że nie będę
chciała studiować w trybie dziennym. Wychodziłam z założenia, że mogę
jednocześnie pracować, a w weekendy się uczyć. Dlaczego? A no dlatego, że po
tych trzech latach będę miała ten sam dokument, co rówieśnicy studiujący
dziennie. Jest jedna różnica- Ja będę miała doświadczenie. Drugą sprawą było
to, że nie chciałam prosić rodziny o pieniądze. Same plusy.
Oczywiście takie studia kosztują i to wcale nie tak mało.
Na początku podjęłam się nauki na kierunku „bezpieczeństwo
wewnętrzne”. Czesne za semestr było jak dla mnie strasznie wysokie, ale można
je rozłożyć na dogodne raty. Niestety prawie cała moja wypłata w tym czasie
szła właśnie na naukę. Pracowałam wtedy na ćwierć etatu, więc nie zarabiałam w
tym czasie milionów. Spędziłam na tym kierunku rok i wiem, że był to rok
stracony.
W grudniu 2014 roku zmieniłam pracę i trafiłam do jednego ze
znanych centrów usług wspólnych w naszym mieście. To zupełnie inny świat, w
którym o dziwo się zakochałam i powiązałam z nim swoją przyszłość. Jak to
mówią, że niedaleko pada jabłko od jabłoni i tak jak moja mama, tak i ja
zapragnęłam zostać księgową. Rozpoczęłam naukę na kierunku „finanse i
rachunkowość”. Obecnie jestem już na ostatnim roku i mam na głowie pracę
licencjacką, ale na początku nie wiedziałam co mnie czeka.
Dzięki temu, że zmieniłam pracę, to wzbogacałam swoje CV
przy jednoczesnej nauce. Ale nie o tym miał być wpis.
Jak to ogarnęłam?
Nie było to skomplikowane, ale do najprostszych nie
należało. Pracowałam od poniedziałku do piątku, a zajęcia miałam w co drugi
weekend. Cała sobota i niekiedy cała niedziela. Skutkowało to w tym, że nie
zawsze wracałam wypoczęta w poniedziałek. Do wszystkiego idzie się
przyzwyczaić. Miewałam chwile słabości, ale powtarzałam sobie, że w przyszłości
to zaowocuje.
Wraz z rozpoczęciem nowej pracy poznałam swojego męża.
Pracował niedaleko, więc mógł po mnie przychodzić. Po półtorej roku wzięliśmy
ślub i zdecydowaliśmy się na dziecko. Oboje mieliśmy już stałą pracę, kupione
mieszkanie, więc idealne warunki dla nowego członka rodziny. Niestety nie
mogłam długo pracować w ciąży. Po pierwsze ze względu na objawy. Prawie całą
ciążę zmagałam się z nudnościami, więc praca z ciągłą przerwą na toaletę nie
wchodziła w grę. W dodatku mogłam pozwolić sobie tylko na 4 godziny pracy przy
komputerze. Dlatego po około 15 tygodniu ciąży poszłam na zwolnienie. Bardzo
żałowałam, ale znajdowałam sobie zajęcia w domu.
Przerywanie studiów nie wchodziło w grę. Chciałam dalej się
uczyć, bo ciąża nie mogła mnie wyłączyć całkowicie z życia, a poza tym już za
dużo wydałam pieniędzy na ten kierunek, aby tak po prostu go rzucić. Po uczelni
kręciło się tyle ciężarnych, że stwierdziłam „skoro one dają radę, to ja też
mogę”.
Jeden wykładowca podpowiedział mi, abym skorzystała z ITS (Indywidualny
Tok Studiowania). Polega to mniej więcej na tym, że student uczęszcza na
zajęcia ze swoją grupą, ale ma pewne przywileje:
- Możliwość
opuszczenia zajęć w każdej chwili, bez żadnych konsekwencji.- W ciąży,
zwłaszcza pod koniec, nie byłam w stanie usiedzieć od 8:00 do godziny 18:00,
więc potrzebowałam dłuższych przerw lub szybszego powrotu do domu i odpoczynku.
Nic mnie nie omijało, ponieważ dostawałam od wykładowców notatki i prezentacje
z opuszczonych zajęć.
- Indywidualne dostosowanie terminów zaliczeń.- Najbardziej bałam
się, że nie będę mogła pojawić się na sesji lub ewentualnych poprawkach,
ponieważ zaskoczy mnie poród. Oczywiście, mogłam pojawić się w normalnym czasie
trwania sesji egzaminacyjnej, ale gdybym się nie zjawiła, to mogłabym mieć
swoje pierwsze podejście np. we wrześniu. Tak jak podejrzewałam, urodziłam
miesiąc przed terminem (5 dni przed sesją), ale na szczęście zaliczyłam
wszystko w czasie „zerówek”.
Będąc w ciąży nie wychodziłam z założenia, że należy mi się
specjalne traktowanie. Pokornie stałam w komunikacji miejskiej i nigdy nie
dopraszałam się o miejsce. W kolejkach też starałam się czekać ze wszystkimi.
Zdarzały się wyjątki. Natomiast cieszyło mnie to, że wśród wykładowców
spotkałam się z ogromną empatią i uprzejmością. Wielokrotnie dopytywali się o
samopoczucie, na kiedy jest termin porodu, czy zdążę z egzaminami. Wiedziałam,
że w każdej chwili mogę liczyć na ewentualną pomoc.
Jakoś udało mi się dotrwać do końca. Nie było to łatwe.
Gdyby ciąża była zagrożona, to nie pozwoliłabym sobie na to. Jedno jest pewne.
Przy drugiej ciąży chcę pracować dłużej, oczywiście jeśli pozwoli mi na to mój
stan. Wiem jak czułam się w domu i jak na siłę znajdowałam sobie zajęcie. Drugi
raz sobie na to nie pozwolę.
A wy? Jak długo pracowałyście w ciąży? Czy są wśród was
mamy, które studiowały będąc w ciąży?
Dziecko urodziłam w wieku 23 lat, to był ostatni rok i niestety nie dałam rady. Musiałam przerwać naukę. Między innymi dlatego, że pomoc ze strony wykładowców była żadna...
OdpowiedzUsuńW pierwszej ciąży pracowałam do około 15 tygodnia. W drugiej od początku nie pracowałam. Mnie fizycznie było ciężko, zwłaszcza w upały.
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobne podejście do trybu studiów jak Ty - wolałam uczyć się i jednocześnie zdobywać doświadczenie. Wyszło to mojej karierze na dobre ;) w ciążach pracowałam raz krócej raz dłużej. Najwięcej wtedy, kiedy byłam już na swoim, bo do ostatniego dnia.
OdpowiedzUsuńJa studiowałam dziennie, a i tak zdobyłam przez ten czas większe doświadczenie niż znajomi na zaocznych ;) Zresztą na dziennych wiele osób studiuje, więc wcale nie jest powiedziane, że po pięciu latach mają tylko papier. Ja spędzałam dzień na zajęciach, a potem w pracy w kinie, w wolnych chwilach wykonywałam zlecenia copywriterskie i marketingowe. W ten sposób budowałam bazę pod swoją przyszłą firmę :) Studiów żałuję jedynie pod tym względem, że kierunek na nic mi się nie przydał, ale możliwości w moim mieście nigdy nie były zbyt szerokie, więc wybitnych alternatyw nie miałam.
OdpowiedzUsuńW ciążę zaszłam już po studiach, ale u mnie też była możliwość wzięcia zajęć indywidualnych i dziewczyny chętnie z tej opcji korzystały.
A, jeszcze jedno. Współczuję mdłości przez tyle czasu. Ja do siódmego miesiąca rzygałam intensywnie, strasznie ten czas wspominam.
Usuńa ja nie poszłam na studia ze strachu przed ludźmi teraz bym chciała ale nie mogę bo mąż twierdzi że na studia miałam czas gdy nie było dzieci i męża... szczęściara
OdpowiedzUsuńW drugiej ciąży studiowałam zaocznie na podyplomowych, w pierwszej - kończyłam liceum. Maturę zdałam 2 miesiące po porodzie ;)
OdpowiedzUsuńTeraz kończę drugie studia, pracuję i nie jestem w ciąży. Wszystko się da, ale trzeba mieć warunki. Super, że Ty miałaś!
Ja pracowałam do 5msc ciąży. Pracowalabym dłużej ale zostałam zwolniona a w ciszy ciężko znaleźć nową pracę... do 7msc dorabialam 2 razy w tygodniu na sprzątaniu jeszcze. Potem odpuscilam
OdpowiedzUsuńJa studiowalam dziennie, na czwartym roku wyszłam za mąż (z mężem byliśmy razem na studiach a wcześniej w liceum) a na piątym urodziłam synka. Na szczęście trafiłam na super promotora i dobrych wykładowców którzy pomogli wszystko ogarnąć.
OdpowiedzUsuńJa zaszłam w ciążę po studiach. Już wtedy prowadziłam własną firmę i przez całą ciążę do teraz nadal to kontynuuję, więc tak naprawdę nigdy nie miałam urlopu :)
OdpowiedzUsuńWow! Przyznam szczerze, że zazdroszczę i podziwiam. Nie czułaś potrzeby odpoczynku?
UsuńJa pracowałam w ciąży do 5tego miesiąca. Praca z dziećmi na ulicy niestety wzmaga prawdopodobieństwo dostania piłką w brzuch :P
OdpowiedzUsuńPoza tym miałam znajomą, która wraz z mężem wyjechała na studia do innego miasta mając już jedno dziecko, obydwoje studiowali, a ona w tym czasie urodziła drugie dziecko i ukończyła dwa kierunki. System był taki: młody do przedszkola, Aśka na studia dziennie, mąż do pracy i studia zaoczne. Wymieniali się obowiązkami pięknie. Tylko raz się zdarzyło, że była ze starszym na zajęciach. Po 3 latach urodził się drugi synek, nasz kierunek już był ukończony a ona w tym czasie zrobiła ten drugi :)