2. Przegapić poród

2. Przegapić poród

Wiele kobiet w ciąży boi się, czy zdąży przygotować wszystko na czas: pranie ubranek, wózek, łóżeczko, gadżety dla nowego członka rodziny, ewentualny remont lub spakowanie walizki do szpitala. Ja wszystko miałam już gotowe przed skończeniem 30 tygodnia. Jedyna moja obawa brzmiała dosyć komicznie. Czy zdołam rozpoznać, że poród już się zaczął?! Co jak nie zauważę, że odeszły mi wody?!

Kiedykolwiek podzieliłam się z kimś swoją obawą, to słyszałam jedną odpowiedź: „Zaufaj mi! Będziesz wiedziała, że to już.”, „Tego nie można przegapić!”, „Ten straszny ból da Ci znać, że to już pora”, „Odejścia wód nie da się przegapić, chyba, że się sączą”. Skoro mówiły to kobiety, które już rodziły, to trzeba im zaufać. W końcu mają większe doświadczenie ode mnie. Wiadomo, pierwsza ciąża rządzi się swoimi prawami.

Kiedy w 34 tygodniu dowiedziałam się, że moje dziecko dalej jest ułożone pośladkowo, to odetchnęłam z ulgą. W końcu sama będę mogła sobie zaplanować poród i nic mnie nie zaskoczy. Słowa Pani doktor prowadzącej, że będę mogła zaplanować cięcie już w 38 tygodniu ciąży, brzmiały jak zbawienie. To musiałaby być złośliwość, jeśli dziecko zechce wyjść wcześniej…

No właśnie!

To była złośliwość, bo nie zdążyłam nawet odebrać skierowania.

Jeśli posłuchałabym słów tych wszystkich kobiet „te skurcze są okropnie bolesne”, „nie przegapisz porodu”, to pewnie bym go przegapiła J

Zacznijmy od tego, że skurcze przepowiadające miałam już od dawna, brałam nospę i po kłopocie – przechodziło. Tego dnia było tak samo. Brzuch stawiał się od rana, ale po tabletkach przeszło, bo w końcu lekarka powiedziała- „Jeśli nospa zadziała, to są to tylko skurcze przepowiadające”.
Z taką wiedzą i brakiem doświadczenia, poszłam dalej spać. Na moje nieszczęście wody się sączyły, a ja tak jak się obawiałam, nie zwróciłam na to uwagi. Po kilku godzinach brzuch znów twardniał, ale oczywiście niedoświadczona ja stwierdziłam, że to pewnie dziecko się wypina, bo brzuch taki lekko kwadratowy. Brawo ja!

Mąż wrócił z pracy o 16:30 i raczyłam go tylko poinformować o swoich dolegliwościach. Chwilę później telefon od mamy z pytaniem „Co tam? Jak się czujesz?”. Na mój wywód o dzisiejszych dyskomfortach dostałam mocny ochrzan i rozkaz, aby jak najszybciej jechać do szpitala. Ja oczywiście mając czas na pierdoły, odwiedziłam jeszcze Luxmed w celu odebrania wyników GBS i dopiero ruszyliśmy na porodówkę. Znając siebie, pewnie zaproponowałabym mężowi McDrive, bo biedny nie zdążył zjeść obiadu po pracy, a sama chętnie wciągnęłabym burgera. Jadąc około 17:00 „te jakże bolesne skurcze” były już co 7 minut.

Ludzie! Ja naprawdę uważałam, że ta podróż była zbędna. Przecież z opowieści tych wszystkich kobiet, poród boli! A mnie nic nie bolało. Czy ja jestem jakaś nienormalna? Ja się wspaniale czuję!

Na izbie przyjęć szybkie badanie i słowa lekarki „Pani ma rozwarcie na prawie 4cm, przyjmujemy na oddział”, a po szybkim USG „na Pani szczęście będzie cięcie”. Leżąc na Sali przedporodowej, dalej nic nie zaczęło mnie boleć, a KTG pokazywało skurcze. Szybka akcja! O 20:00 zabrali mnie na salę, a o 20:25 trafiłam na oddział położniczy. Gdyby wszystkie kobiety rodziły tak szybko, to życie byłoby łatwiejsze.

Tak sobie teraz myślę, że gdyby nie moja mama, to naprawdę przegapiłabym własny poród. Teraz już wiem, że każda ciąża jest inna, każdy poród jest inny i nie ma się co porównywać. Na przyszłość będę mądrzejsza i bogatsza o jedno ciekawe doświadczenie.



Laura urodziła się w 36 tygodniu ciąży. Wielka na 52cm z wagą 3120g. Moje małe szczęście 10/10.
1. Mama jak dziecko we mgle

1. Mama jak dziecko we mgle


Pierwszy post i jakoś trzeba go zacząć.
Wszyscy wiemy, że początki bywają trudne.

Nie jestem idealną i doświadczoną mamą.
Nie mam też żadnego wykształcenia w kierunku wychowywania dzieci, dlatego nie zamierzam tutaj doradzać i pouczać.
Ten blog powstał między innymi po to, abym nie zwariowała J

Ponad trzy tygodnie temu zostałam mamą. Wiadomo, że pierwsze dwa tygodnie są za razem przerażające, ale również piękne. Pojawia się nowy człowiek, oboje z rodziców są w domu… no właśnie! Po tych dwóch tygodniach wraca się do szarej rzeczywistości. Tata idzie do pracy, a mama? Jeśli mam być szczera (a planuję tu pisać szczerze o wszystkim), to mama czuje się jak dziecko we mgle.

Nie chodzi tu o to, że boję się robienia czegokolwiek wokół dziecka. Na nasze szczęście trafiliśmy do wspaniałej szkoły rodzenia, w której pokazano nam jak kąpać, jak przewijać i przebierać, więc robię to tak, jakbym została do tego stworzona i ręce mi się nie trzęsą.
Bardziej chodzi tu o tą zmianę w życiu jaka nastąpiła. Ja jako śpioch z wieloletnim stażem nagle oberwałam po twarzy nocnymi pobudkami, które wiążą się jednak ze wstaniem i konkretnym wybudzeniem (bo przecież nie chcielibyśmy zasną karmiąc lub przewijając malucha J ). Nie zrozumcie mnie też źle. Bardzo kocham swoją córkę i już nie potrafię bez niej żyć, ale jednak przyznajcie, że pojawienie się dziecka to zmiana trybu i stylu życia o jakieś 180 stopni. Na szczęście jest też mąż, który o tej 6:00 wstając do pracy nakarmi dziecko, więc przy dobrych wiatrach pośpię do 9:00. Są też tego pozytywy, bo nauczyłam się pić kawę… Chociaż nauczyłam, to złe określenie. Ja po prostu doceniłam jej zbawienne działanie!



Wiadomo, że maluszek w tym czasie ma problemy z trawieniem i jelitkami, dlatego cierpimy na płacz, wrzask i lament przy każdym tak zwanym pierdnięciu. A gdzie dzieciątko znajdzie ukojenie w bólu brzuszka? Moja pierworodna uważa, że te całe masaże brzuszka to jakaś ściema i woli poprzytulać się do mamusi. Mamy lipiec! Mieszkanie na poddaszu! I ten mały kaloryferek woli pocić się w ramionach u mamusi, bo przecież łóżeczko gryzie. Ale czego się nie robi dla ulgi tego małego aniołka.



Te dzieci tak grzecznie jedzą, tak spokojnie leżą w ramionach mam, a moja córka?
Istny szatan! Nie dość, że dźwięki podczas jedzenia przypominają ścieżkę dźwiękową z filmu o egzorcyzmach, to wierci się na tych rękach, jakby co najmniej miała łapać butelkę z mlekiem w locie. W dodatku im bardziej jest brudna od mleka, tym lepiej smakuje.



Grzeczne dzieci, które czują się w wanience jak w raju. Takie uśmiechnięte, wręcz roześmiane. Nasza Laura znów pokazuje, że pod tym względem sterowniki funkcji „dziecko” się wykrzaczyły. Kąpieli nienawidzi tak samo mocno jak przebierania pieluszki. Wychodzę z założenia, że moje wspaniałe dziecko woli być brudne.

Stwierdzam, że rodzicielstwo nie jest złe i ciężkie… W końcu naszym rodzicom jakoś poszło.
Jedno wiem na pewno. Przy moim dziecku nie grozi mi żadna depresja. Przy każdej możliwej czynności rozbawia nas do łez. 

Popularne posty

Copyright © 2014 Mama mocno nieidealna , Blogger