5. Niepotrzebnych rad kilka.
Znacie takich ludzi, którzy za wszelką cenę chcą nam
doradzać? Czasem jest to doradzanie z chęci pomocy, a czasem „ja ci doradzę, bo
ja wiem lepiej”. Jestem osobą, która nie lubi, kiedy ktoś chce mi doradzić. Bez
względu z jakiego powodu. Wychodzę z założenia, że skoro posiadam dziecko, to
powinnam je wychować tak, jak podpowiada mi serce i rozum (Ewentualnie mąż. W
końcu, to też jego dziecko.). Nie mówię tu oczywiście o osobach, którym
zaufałam np. nasza położna lub doktor rodzinna, ponieważ uważam, że lepsze
trafić nam się nie mogły. Co z tego, że ja nie ulegam temu co ludzie nazywają „doradzaniem”,
ale najczęściej dają się namówić właśnie młode matki. Wiecie pierwsze dziecko,
brak doświadczenia i chęć czerpania wiedzy od doświadczonych, czyli nasze mamy,
babcie lub ciocie. Nie mówię tu, że w ogóle nie powinniśmy ich słuchać, ale
filtrujmy te informacje z głową. Nie możemy słuchać wszystkiego co się tylko
da, bo czasami może się to skończyć gorzej, niż dana osoba miała zamiar.
Po pierwsze: Ubierz, bo zmarznie!
Laura urodziła się w środku czerwca. Czerwiec to lato. Ja
wiem, że pogoda nie jest adekwatna do pory roku, ale zdarzają się naprawdę
upalne dni. Jeżeli faktycznie zdarzy się chłodniejszy dzień, to dostosowuję
ubiór do temperatury. Natomiast jeśli słońce grzeje bezlitośnie, to grzechem
byłoby założyć dziecku czapkę lub skarpetki. Ostatnio wybraliśmy się na
rodzinne spotkanie. Nigdy nie sądziłam, że w jednym dniu usłyszę „Załóż jej
skarpetki! Ma lodowate nóżki!” setki razy. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt,
że:
a) temperaturę dziecka sprawdzam pomiędzy łopatkami i na karku,
b) za oknem były 32 stopnie,
c) nogi były ciepłe.
a) temperaturę dziecka sprawdzam pomiędzy łopatkami i na karku,
b) za oknem były 32 stopnie,
c) nogi były ciepłe.
Ja rozumiem, każdy martwi się o najmłodsze dziecko w
rodzinie, ale zachowajmy zdrowy rozum. Ja i tak miałam wyrzuty sumienia, że
miała na sobie body na krótki rękaw. Najczęściej w domu leży w samej pieluszce,
a i tak zmagamy się z potówkami.
Jeszcze lepiej brzmi „zamknijcie okno, bo będzie jej zimno”.
Jedna sprawa- Większą krzywdą będzie zadusić się w mieszkaniu, w którym jest gorąco jak w piekle.
Jeszcze lepiej brzmi „zamknijcie okno, bo będzie jej zimno”.
Jedna sprawa- Większą krzywdą będzie zadusić się w mieszkaniu, w którym jest gorąco jak w piekle.
Nie popadajmy w paranoje, bo dziecko to też człowiek i
potrzebuje do życia tlenu.
Po drugie: Wścibscy obcy ludzie.
Przyznaję się bez bicia- Jeszcze nie mam prawa jazdy, ale
naprawiam ten błąd i już wkrótce nie będę musiała się tłumaczyć przed innymi
użytkownikami komunikacji miejskiej. Ostatnio stałam się wielbicielką
chustowania dziecka. Jeśli chcę wyjść gdzieś bez wózka, to chusta ratuje mi
życie. Postanowiłam wybrać się do pradziadka Laury. Z mojego domu na jego
osiedle muszę dostać się tam tramwajem i autobusem, a podróż trwa około 40
minut z oczekiwaniem na przesiadki. Pomyślałam, że zapakowanie rzeczy w torbę i
dziecka w chustę jest najlepszym wyjściem, bo nie będę musiała na słońcu czekać
na autobus niskopodłogowy. Poza tym w godzinach szczytu jeździ mnóstwo ludzi i
weź ty się człowieku załaduj wózkiem do środka. To graniczy z cudem.
Tego dnia ubrałam córkę w cienkie body na krótki rękaw i
cieniutką czapeczkę, aby uchronić jej główkę przed słońcem, a uszy przed
ewentualnym wiatrem. Czekając na przystanku podeszła do mnie starsza pani i
zaczęła swój wywód. Oczywiście tak prosto z mostu, bez żadnego przywitania. „Jaki
piękny maluszek. Nie za malutka na podróż tramwajem? Czemu ma gołe nóżki?
Zmarznie! Dobrze, że chociaż ma czapeczkę, ale ja to bym dała o wiele
cieplejszą. Ta chusta, to chyba niezdrowa! Lekarz to widział? W tramwaju są
zarazki! Daleko jedziecie?” Dobrze, że wysiadłam na następnym przystanku.
To nie jest odosobniony przypadek. Szkoda, że nie podchodzą
do mnie jak karmię na mieście butelką. To miło, że te panie są takie empatyczne
i najchętniej wsadziłyby dzieci w śpiwór, ale lepiej jest zwracać uwagę na
sytuacje, kiedy dzieje się krzywda. Czy już mówiłam, że zmagamy się z
potówkami? No!
Po trzecie: Nie noś, bo przyzwyczaisz!
Kocham moją mamę… Naprawdę ją kocham! Wiem, że miała ze mną
piekło, bo musiała ciągle nosić mnie na rękach, ale czy każde moje wzięcie
dziecka na ręce musi komentować tym cudownym zdaniem? Jeżeli moja córka płacze,
to ewidentnie jej coś dolega lub po prostu mnie potrzebuje. Korzystam z tego,
że chce się tulić, bo wiem, że pewnego dnia powie mi, że to „siara przytulać
się do mamy”.
Młoda ciągle walczy z bólem brzuszka i wzdęciami, a każde
gazy kończą się płaczem. Aby jej ulżyć poza kropelkami, po prostu ją przytulam
i zazwyczaj płacz się kończy. Co wtedy słyszę? „Widzisz!? Już nauczyłaś. Teraz
noś.” A będę nosić! Po to mam chustę.
Po czwarte: Nie mocz uszu w kąpieli.
Tu nie będę się jakoś mocno rozpisywać. Wiemy, że nie można
czyścić uszu patyczkami w żadnym przypadku. Patyczki są po to, aby wyczyścić ucho
tylko w okolicach małżowiny, a co ze środkiem? Mamy pozwolić, aby uszy zatkały
się od woskowiny? Chcemy aby dziecko nam ogłuchło i już nigdy nie usłyszała z
ust matki „Dom to nie hotel!” lub „Uczysz się dla siebie, a nie dla mnie”?
Nasza położna na szkole rodzenia powiedziała nam jedna mądrą rzecz: „Dziecko to nie piesek! Uszy możemy, a nawet musimy zamoczyć.” Wiecie czemu? Bo woda rozpuści woskowinę i sprawi, że brudek z ucha sam wychodzi na wierzch.
Nasza położna na szkole rodzenia powiedziała nam jedna mądrą rzecz: „Dziecko to nie piesek! Uszy możemy, a nawet musimy zamoczyć.” Wiecie czemu? Bo woda rozpuści woskowinę i sprawi, że brudek z ucha sam wychodzi na wierzch.
Na dziś to by było na tyle. Jest tego tyle, że mogłabym
wydać na ten temat książkę.
A wy? Czy ktoś wam
też dawał błyskotliwe rady? Jakie? Słuchałyście się ich czy wpuszczałyście
jednym uchem, a drugim uciekało?
Alergicznie reaguję na ludzi, którzy wciskają mi na siłę swoje "dobre rady". Jeśli ich potrzebuję, to o nie sama proszę. ;)
OdpowiedzUsuńNiedawno popełniłam wpis o tym, że od 20 lat jestem mamą. Teraz to pikuś, wtedy rady były takie, że klękajcie narody. Bez wtrącania się, to przecież rady ;)
OdpowiedzUsuńWiele absurdów słyszałam typu "czerwona kokardka" i "ściąganie uroku" :D Zastanawiam się, czy nie napisać właśnie oddzielnego wpisu o tych radach, że klękajcie narody :)
UsuńJa wychodzę z założenia, że jak ktoś potrzebuje rady, to o nią prosi. Dlatego nie pcham się z radami do innych i sama alergicznie reaguję na wszystkie rady nieproszone. A jeśli ktoś ze swoją radą powtarza się po raz setny, nie potrafiąc zaakceptować tego, że wybrałam inną drogę, to przestaję być miła. Kiedyś trzeba się nauczyć mówić "to nie twoja sprawa!" ;-)
OdpowiedzUsuńteż nie lubie takich ludzi... mieli szanse się wykazać kiedy mieli swojego maluszka teraz niech młode pokolenie się wykazuję mama zawsze wie co dla dziecka najlepsze ja zawsze posłucham ale wypuszcze drugim uchem albo mówie teraz są inne czas :P
OdpowiedzUsuńKażda mama musi się z tym zmierzyć. Ja po tych kilku latach nauczyłam się bez spiny ignorować takie teksty a czasami też korzystać z niektórych rad (oczywiście sensownych i wtedy, kiedy tej rady faktycznie potrzebuję)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda :-)
OdpowiedzUsuńA słowa położnej, że dziecko to nie piesek, rozbawiły mnie do łez :-)