14. Kobieta w ciąży to cichy morderca.



Przeczytajcie ten post z przymrużeniem oka.

Kilka lat temu zdiagnozowano u mnie chorobę Gravesa-Basedowa. Objawia się ona nadczynnością tarczycy, która w moim przypadku zrujnowała mi tamten etap życia. Byłam wtedy nadzwyczaj nerwowa i miałam nadzieję, że ten stan nigdy nie wróci. Niestety wrócił.
Będąc w ciąży czułam się jak tykająca bomba zegarowa. Nerwy sięgały zenitu i to z całkowicie błahych powodów. Oczywiście wszystkie wyniki były w normie, a jedyne co słyszałam od lekarki prowadzącej, to „Przykro mi, ale w ciąży tak po prostu bywa”.

Bitki lub pasztet z kota.

W trakcie ciąży byliśmy podczas przeprowadzki do naszego własnego EM. Takie wymarzone, zakupione za własnoręcznie zarobiony kredyt, na resztę naszego zakichanego życia. Na moje szczęście w nieszczęściu mieszkanko nie było w stanie deweloperskim. Było idealne na wejście i mieszkanie od zaraz. Pierwszy raz widziałam je przed ciążą, a następnie już w ciąży. Na początku wszystko było super, wszystko mi się podobało. Ta cała ciąża zakrzywiła mi rzeczywistość i nagle w chałupie wszystko było źle. Wszystko nagle jakieś krzywe, ciemne, szarobure i nijakie. Totalnie wkurzało mnie to mieszkanie i żałowałam wziętego na nie kredytu.

Dodatkowo była właścicielka miała dwa koty, więc te durne alergeny były wszędzie. Poza tym kot męża właził wszędzie. To leżał na blacie w kuchni, to próbował ostrzyć pazury na naszym materacu do spania, to zwymiotował na parapet. Istny dom wariatów. Moja alergia sięgnęła zenitu i nagle odkryłam, że mam astmę. Mąż starał się zrobić dla mnie wszystko, ale najczęściej i tak za to wszystko obrywał. Przez to, że w nocy budziłam się z ostrymi dusznościami, postanowiliśmy ubezwłasnowolnić kota i ograniczyć mu możliwości tylko do dwóch pomieszczeń. Natomiast ja skutecznie oczyszczałam dom z sierści i alergenów. Gdyby nie to, zapewne szukałabym przepisu na bitki z kota.

Nieplanowany remont na życzenie.

Mimo, że mieszkanie, jak na ostatni remont 15 lat temu, wyglądało dość dobrze, to w mojej ciążowej głowie było fatalne. Zrezygnowałam z sypialni na piętrze w obawie, że spadnę ze stromych drewnianych schodów. Musieliśmy przeobrazić otwarty salon w sypialnię i oddzielić go ścianą od przedpokoju. Jak żona chciała, tak się stało. Cały remont trwał około 5 dni i w ten sposób zyskałam pomieszczenie, w którym legalnie mogłam biegać na golasa.

Perfekcyjna pani domu.

Kiedy brała mnie złość (co nie było trudne, bo wkurzało mnie wszystko), zabierałam się za sprzątanie. Pucowałam wszystko. Dzień w dzień odkurzacz szorował długi dywan na korytarzu, aż w końcu się poddałam i po dwóch tygodniach go wywaliłam. Po prostu codziennie widziałam jak leży na nim kocia sierść. Poza tym kilka razy w tygodniu sprzątana była łazienka. Mężowi zrobiło się tak szkoda, że postanowił sprzątać ze mną. Wiecie jak to jest ze sprzątającymi facetami? (Wybacz mi mężu) Często coś myją, a kobiety po nich poprawiają kiedy nie patrzą.
Jednego dnia tak się wkurzyłam, że aby umyć podłogę w pokoju, wzięłam stół i podniosłam go do góry. Jakie to było skrajnie nieodpowiedzialne, to ja nie wiem, ale moje problemy w tym czasie były naprawdę wielkiej wagi.

Nie jestem z tym sama!

Ostatnio na jednej z dzieciowych grup, rzuciło mi się w oczy zdjęcie. Znajdowały się na nim kapcie z doczepionym czymś do podeszwy. Przybliżyłam nos do laptopa, zmrużyłam oczy, przyćmiłam uszy i zobaczyłam co to dokładnie było. Kobita dokleiła podpaski mężowi do domowych laczków, bo wkurzało ją to, że za głośno nimi klapał po panelach. Przez pierwsze kilka minut śmiałam się jak wariatka, doprowadzając się do ataku astmy, a potem dotarło do mnie, że ja sama byłam do tego zdolna. Z ciekawości zajrzałam w komentarze i jak zawsze się nie zawiodłam!

Jedne planowały jak zamordować sąsiada i ukrócić jego remont, innym przeszkadzało głośne oddychanie mężów, ale znalazłam swoją faworytkę. Biedny mąż oberwał skarpetami, które leżały pod fotelem (Strzeż się mężu, bo podoba mi się ten sposób), a starsza córka dostała mokrymi ubraniami, którymi ciężarna wytarła mokrą podłogę w łazience. Tylko po to, aby młoda dama nauczyła się zabierać swoje rzeczy z ziemi i wycierała podłogę, którą sama zmoczyła. Co jak co, ale te kobiety są bardziej kreatywne ode mnie. Naprawdę bałam się, że jestem z tym problemem sama.


A wy jak przechodziłyście swoje ciążowe stresy? Ktoś od was oberwał? Jak sobie z tym radziłyście? 

5 komentarzy:

  1. Doskonale Cię rozumiem! Podobno miałam tak w pierwszej ciąży - mój mąż wspomina ten czas jako najgorszy w naszym życiu! A ja zupełnie nie wiem, o co mu chodzi ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ujęte i skąd ja to znam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej rozbroiła mnie opowieść o podpaskach przyklejonych do chapci (tak mówi się w Częstochowie na kapcie/laczki). Muszę kiedyś się tym zainspirować - doskonale Cię rozumiem, ja też byłabym do czegoś takiego zdolna :)

    Nie przypominam sobie, żebym była w ciąży szczególnie nerwowa, bo ja nerwowa jestem na co dzień. I to tak naprawdę ekstremalnie. Już nieraz słyszałam, że powinnam zbadać tarczycę i hormony, może to najwyższa pora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto to sprawdzić :) zawsze lepiej zareagować i nie zwlekać.

      Usuń
  4. Też choruje na GB, na szczęście w ciąży wszystko było OK(poza miesiecznym okresem, brania tabletek), ale właśnie wróciło wredne chorubsko, nie nawidze tego, bo to chyba jedyna odmiana chorób tarczycy, gdzie najmocniej cierpi umysł. Wiec co chwile jakieś nerwice, depresje mam, rzucam talerzami, popłniam samobójstwo ... A wszystko dlatego, że przysłowiowo zupa była za słona... Teraz jest gorzej, bo jest dziecko i czasem po prostu musze ją odłożyć jak strasznie beczy, bo nie daje rady nerwowo. Współczuję rozumiem i pozdrawiam :) ~mama_za_granica

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty

Copyright © 2014 Mama mocno nieidealna , Blogger